poniedziałek, 15 listopada 2010

F1 w walce z kryzysem wieku średniego

Podczas weekendu 13, 14 listopada 2010 mój kryzys wieku średniego praktycznie nie istniał. Na świecie miały miejsce tak doniosłe wydarzenia, że jakaś depresja, powódź czy nawet wybuch wulkanu schodziły na dalszy plan. Ostatni w sezonie wyścig F1 i czterech pretendentów do tytułu mistrza świata. Czasami odpuszczam sobotnie kwalifikacje (dla dobra rodziny), lecz tym razem moja żona otrzymała jasny sygnał, że nie ma nic ważniejszego i wszystkie inne czynności należy upchnąć pomiędzy sobotnimi kwalifikacjami a niedzielnym wyścigiem.

Dla czytelników, którzy nie są wciągnięci w temat - zawody polegają na tym, żeby:

1. W sprytny sposób ominąć przepisy i zbudować możliwie najszybszy pojazd (tzw bolid).

2. Zaangażować kierowców, którzy zapłacą za występy kilkanaście milionów euro lub ściągną hojnych sponsorów. Umiejętność prowadzenia samochodu wyścigowego mile widziana.

3. Omijając przepisy wykonywać jak najwięcej testów podczas sezonu.

4. W sobotnich kwalifikacjach trzeba w jak najkrótszym czasie przejechać jedno okrążenie przeszkadzając rywalom w taki sposób, aby nikt tego nie zauważył.

5. Podczas wyścigu kierowca powinien jechać jak najszybciej i przeszkadzać swoim rywalom: można sprytnie uszkodzić zawieszenie innego pojazdu, wjechać w inny pojazd lub zepchnąć go z drogi, podpalić inny pojazd podczas tankowania (w tym sezonie zabronione), odczepić i turlać koło w alei serwisowej lub na trasie, wyrzucić sprężynę z szybkością 200km/h (ale nie celować w głowę innego kierowcy). Za zbyt fantazyjne sposoby przeszkadzania innym, można otrzymać karę w wysokości 1/1000 miesięcznego wynagrodzenia.

6. Zespoły modlą się, żeby u konkurencji wystąpiła awaria silnika, a kiedy to następuje wznoszą ręce do góry w geście "ja nic nie zrobiłem".

7. Po wyścigu można pogrozić ręką kierowcy, który utrudniał wyprzedzanie.
 
8. Wygrywa kierowca, który jako pierwszy wykonał określoną liczbę okrążeń i użył do tego celu dwóch rodzajów opon (o ile nie padało). Jeśli bardzo padało i wyścig został przerwany wygrywa ten, kto prowadził na przedostatnim okrążeniu, a liczbę punktów dzieli się przez dwa, chyba że przejechano więcej niż ileś tam procent całego dystansu. Proste, prawda?

Wracając do wyścigu. Zwyciężył Vettel, który miał najszybszy pojazd. Ferrari nie wykorzystało faktu, że Massa nie walczył o tytuł i mógł przecież wjechać w Vettela, rzucić kołem albo sprężyną. Tłumaczenie, że nie potrafił go dogonić nie ma sensu, bo można przecież przyczaić się w alei serwisowej i zaatakować podczas dublowania. Nie mówiąc już o takich subtelnych metodach, jak przebicie opony przednim skrzydłem, ale do tego potrzeba prawdziwego mistrza, takiego jak Hamilton.

Jednak największe emocje były w 2009 roku w Brazylii, kiedy na pierwszym okrążeniu kilku kierowców wypadło z trasy, potem w alei serwisowej Kovalainen wyrwał wąż z maszyny tankującej, oblał Raikkonena paliwem i podpalił, a pod koniec wyścigu Hamilton przebił przednim skrzydłem oponę w pojeździe Barichello. W dodatku Kubica byłby pierwszy, gdyby tylko Webber oberwał kołem lub chociaż zaliczył awarię silnika.

W takich chwilach kryzys wieku średniego przygasa. Niestety, następny wyścig dopiero w marcu. Do tego czasu może być ciężko. Ostatnia nadzieja w Małyszu...

1 komentarz: